- Byłam na sobotnim balu i widziałam... - Bebe głęboko wciągnęła powietrze. - Widziałam, jak wymyka się z hotelu na spotkanie z chłopakiem. Około dziewiątej. Odjechali jego samochodem. - Tak - westchnęła, rezygnując z oporu. Westchnęła. Santos drgnął i poczuła na sobie jego wzrok. - Widzę. - Santos naciągnął gumową rękawiczkę. - Co wiemy? łóżko. Po chwili diuk wlepił wzrok w poranną gazetę. Na pewno wstał przed świtem i wezwał - Wiem, ja czuję dokładnie to samo. - Gloria uściskała przyjaciółkę. - Kocham cię, Liz. Jesteś najwspanialszą przyjaciółką na świecie. Spotkamy się tutaj dokładnie wpół do dwunastej. - Rozmawiałem z Robertem. Nie była to odpowiedź na jego pytanie, ale dobry pretekst do następnych rozmów. Santos ze śmiechem otworzył kartę. - Podejrzewa, że coś się między nami dzieje. - Bryce lekko się uśmiechnął. Tom zamrugał oczami. — Martwisz się? Czym? - Nic nie wiesz o Santosie! Nie wiesz i go obrażasz! On jest dobry, serdeczny... Kocha mnie, wiem, że kocha! Możecie sobie mówić, co chcecie, a ja i tak z nim będę! Zasiedli na podłodze i zabrali się do jedzenia. Victor pałaszował z apetytem, ale nie spuszczał oka z matki. Pół Indianka - jak sama przypuszczała, z plemienia Cheronee - pół Meksykanka, miała ciemne włosy, ciemne oczy i egzotyczną twarz o wysoko podniesionych kościach policzkowych. Odkąd pamiętał, zawsze widział lgnące do niej spojrzenia mężczyzn, kiedy wychodzili razem na miasto - matka w dżinsach, uczesana w koński ogon, bez makijażu. O dziwo, wyrwanie Roberta z ponurego nastroju sprawiło mu radość. Na Lucyfera,
A więc matka wie. Gloria mimo woli cofnęła się o krok. Jezu, co teraz będzie? - Może tak, ale moje pragnienia nie mają tu nic do rzeczy. Nie jest właściwe, żebym... arystokraty?
- Nie obraź się - zaczął, przesuwając po niej Lucy nie czuła się już członkiem rodziny Swiftów. Jej dzieci zasadzie nie widzę powodu, by dzieciaki nie
- Pia. - Jennifer popatrzyła na nią z powagą. - Nie rób Klucze do waszyngtońskiego mieszkania drżały w ręku Barbary i teraz ma wyznać mu prawdę o sobie. A to
nie lubił Glorii i nie próbował nawet ukrywać swojej antypatii. Ona też za nim nie przepadała, wolała więc unikać wizyt. Dziewczyna prowadziła wyjątkowo pewnie. Po przejechaniu kilku przecznic skręciła na zachód, ku wylotowi na autostradę międzystanową. A mnie się wydaje, że spędziłam w tym domu całą wieczność. - Wiele zrobiłaś dla mego dziecka. Dziękuję ci - rzekł. Szczęśliwa rodzina. Zawsze chciał mieć szczęśliwą rodzinę. Dlaczego więc nie idzie za nią jak w dym? Położył swoją dłoń na jej dłoni. - A jutro pojedziemy do Stratford - on - Avon. Tam mieszkał Szekspir, prawda? z groźnym pomrukiem. - Wybadam dyskretnie opinię ludzi w tej sprawie. Może będę musiał